Książka (próba możliwości pisarskich)...
Ofiary wojny (tytuł roboczy) mnie dopadły.
Zaraz po tym, jak wylądowałem w tym miejscu, w którym mnie znaleziono. Jestem z innej planety.
Ludzie tutaj nie wiedzą jak się ze mną obchodzić. Są przyzwyczajeni do tego, że muszą robić to, co nakazują im inni ludzie, którzy mają nagromadzone więcej papieru uznanego za środek
przeznaczony do handlu, nazywany przez nich pieniędzmi. Wielokrotnie pozyskiwali ten środek porozumienia w niewłaściwy sposób. Były wojny. Ludzie walczyli między sobą już nie tylko
o tzw. pieniądze, ale przede wszystkim o surowce, które ciężko było zdobyć przez problemy z transportem. Zawsze mieli powód do walki. Nigdy powody te nie były urojone.
Problemy rodziły się z skutecznie ukrytej prawdy, nazywanej tutaj "historią". W obawie przed wyjawieniem prawdy wyrządzano krzywdę ludziom zdolnym ją odkryć.
Tylko i wyłącznie odkrywając prawdę możliwe było rozwiązywanie problemów, które trwały bardzo długo. Mam oczy, więc widzę. Mam język, więc mówię. Mam rozum, więc myślę.
Chcę wiedzieć jak najwięcej. To mój rozum decyduje ile informacji jest prawdziwych, ile nieprawdziwych i dlaczego zostały one zmienione, bądź ukryte. Zazwyczaj celowo.
Cel trzeba rozpatrywać wielokierunkowo. Tak samo, jak myślenie. Trzeba wiedzieć, że każda sytuacja powinna być rozpatrywana wielokierunkowo.
Dopiero wtedy, kiedy wyobraźnia wykryje wszystkie możliwe wersje mogę rozpatrywać, która z nich jest najbardziej możliwa.
To tak trudne, jak rozdzielenie poplątanych korzeni drzewa.
Pisanie wierszy nie jest mi pisane. To tak, jak masło z tłuszczów roślinnych, nie maślane. Obiecujące na zewnątrz opakowanie skrywa bubel produkcyjny. Tak, właśnie teraz wygląda moja książka. Pisać ją będę tak długo, jak bardzo podoba mi się kosmiczny wstęp, który wbrew pozorom nie prowadzi do nikąd. Pędzę więc do celu. Tolkienowskich tomów nie będzie, bo ofiary wojny takiego jublu narobiły, że negatywnie mówi się o czasie rzeczywistym, o naszej erze. Zamiast narzekać wolę cieszyć się. Mam czym. Szkodliwość mogących coś zmienić jest jednak znikoma, bo jedyne co mogą zrobić, to wprawić w ruch skrzydła zabłąkanego na strychu Bielinka Kapustnika, żebym nie zdążył zapisać kolejnych wierszy, zanim nastąpi awaria prądu.
Efekt motyla, słyszał ktoś o tym? Jeśli to coś zmieni (a zmieni na pewno), to tylko i wyłącznie myślenie o przypadkach w nieco inny sposób. Niemal każda sytuacja, jakiś czyn ma wpływ na inne, które z kolei tak samo losowo mają układaną ścieżkę do przodu. Strzałki tylko dorysować pod stopami.
Zaczynamy na nowo.
Na nowo trzeba wszystko poukładać, bo nie każdy tak zapierdala, żeby jedynym sensownym sposobem pisania było używanie skrótów słownych. Jak się okazuje po sporym czasie, który ciężko zmierzyć (miesiące mogły minąć - a ja zapomniałem, że rozpoczęte teksty, które upubliczniłem pod szyldem książki zobowiązują do aktualizacji. Odebrałem telefon. Po tak głębokich przemyśleniach, gdzie zazwyczaj dopadają mnie jak jestem śpiący, czy zmęczony i ciężko mi prawidłowo zrozumieć sentencję logicznie myśląc wychodzi na propozycję wypromowania książki, która jest jeszcze nie gotowa, a zawarte treści na mojej stronie nie mają wyraźnej informacji podpisującej i oznaczającej, że to nie jest całość, że wciąż trwa pisanie. Nic nie poradzę, że zgodziłem się na małe szaleństwo mojego alter ego i pozwoliłem dać się pochłonąć innej formie sztuki/twórczośći - sami wybierzcie.
Wiele się wydarzyło/pozmieniało. Nie wszystko od razu było widoczne. Moim zdaniem nie dość, że całość powinienem przeczytać i to właściwie pojmując zapisaną już treść. Treść zatytułowaną książką. Wiele razy się zawiodłem wierząc w złudne marzenia, które zamiast przynieść zysk, zapewnić dobrobyt zesłały by mnie do piekła. Nieuczciwe zabiegi marketingowe (tak to rozumiem) w formie spamujących moją pocztę elektroniczną wiadomości wzbudziły czujność nawet na to, czy w ogóle je otwierać. Z drugiej strony mogły przez przypadek trafić do tego folderu. Nie raz zdarzały się pomyłki. Inaczej tego nie widzę. Nie rozpatruję, bo takich sesji myślotoków mam czasami dosyć. Są przynajmniej męczące, a ja mam wrażenie, że myśląc poprawię swoje samopoczucie i zrozumiem wszystko co powinienem we właściwy sposób.
Miewam etapy myślenia o bzdurach, które brzmią jak wyjęte ze snów. Przynajmniej taka wersja tylko i wyłącznie docierała do mojego rozsądku, który nieraz ze zmęczenia po pracy nad innym kierunkiem artystycznym (robienie muzyki, montowanie pierwszych klipów, pisanie nowych utworów, bo te które zamierzałem/zamierzam udostępnić wydają mi się słabe, niedopracowane i przede wszystkim przedawnione - nieistotne.
Teraz nie wiem czy spieszyć się i na siłę szukać luk w planach dziennych na pisanie tego, co może nie być rentowne. Nie przelewam "na papier" takiej ilości treści, żeby każdy mógł sobie ją przeczytać bez płacenia.
Sam sobie szukam pracy. Staram się robić to, co najbardziej lubię, bo jestem pewien, że zrobię to lepiej niż cokolwiek innego, co mogło by mi przynieść "worek złota".
Nie znam się na prawach autorskich i nie mam pojęcia, czy nie będzie problemów z tytułu udostępniania nawet wstępu do powieści, która jeszcze nie jest skończona, bo porusza wątki, które są moimi myślami (a te bez przebierania często przenikają się w konfiguracji "proste do logicznego pojęcia" z totalną abstrakcją.
Abstrakcyjne malowanie istnieje, tyle wiem.
Czy istnieje abstrakcyjne pisanie, to się przekonam, jak ujrzę efekty/afekty (- jeszcze nie wiadomo) mojej ciężkiej pracy.
Nie mam w tym momencie warunków do zastępowania robotów w upadających, bo tak je widzę fabrykach (o wyzysk nie chcę nikogo oskarżać), czy próby porwania szczęścia zza miedzy mordując organizm za wszelką cenę starając się odłożyć i tak na trzeźwo myśląc może się okazać głupotą.
I tak już chwyciłem się rozmaitych zajęć.
Nie dość, że rozpisałem załączając nawet graficzny rozrys pierwszych pomysłów, jak można zrobić grę komputerową, tak świetną, że stwierdziłem, że wystarczy, że ja tak twierdzę.
Nie potrzebuję więcej.
Niestety wylądowała też na moim blogu.
Bałem się, że zniknie, jak moje markowe skarpety, które równie dobrze mogłem wyrzucić i zapomnieć, że była w nich dziura.
Bzdura i bezmyślność napędzały mnie tak bardzo, że dorzuciłem jeszcze treści z moimi wizjami na ulepszenie produkcji filmowych (już nie moich, a komercyjnych), czy też wpadłem na pomysł, pomysł i pomysłów piętnaście.
Nie liczę, żeby było jasne.
Po tak męczącej walce o zmianę czegoś, czego nie da się tak od zaraz zmienić (nie ma co się śmiać, ja zmieniałem już Świat), to już padałem na ryj.
Wyczerpujące to jest, ale nigdy nie czytałem takich tekstów.
Wydają mi się unikatowe.
Przeczytałem może tylko kilka książek, większość z nich to ustawowe jeszcze za czasów szkoły, więc nie mam rozeznania.
Ostatnia myśl, to inspiracja, którą dała mi okładka czasopisma, która rzuciła mi się w oczy, w kiosku.
Zamarzyło mi się podjąć sztuki programowania w podobno (tak opisują wewnątrz) prostym do przyswojenia języku, gdzie osiągając pewien stopień umiejętności byłbym w stanie nie dość, że wyżywić lodówkę, wyciąć krzaki przed domem, które przysłaniają promienie słońca nowiutką piłą , bo nożyczki to mogą ciąć tulipany w kwiaciarni, zainstalować jakiekolwiek światło na wiecznie ciemnym podwórku, gdzie wychodząc na dłużej z domu (o czternastej jest jasno, a o osiemnastej totalna ciemnia) i nie patrząc na zegar (a ten mam tylko w telefonie, na który nikt nie dzwoni, no.. prawie (- i sam tego chciałem, dość miałem rozmów z kimkolwiek) nie czuł bym się swobodnie paląc światło nad drzwiami wejściowymi, bo by się paliło przez połowę tego czasu (dla mnie to absurd, a tych mam też dość, niewiele rozumiem, a czuję że nie jest mi pisane być głupcem, bo się kiedyś zamęczę starając się robić coś, co może być drogą do zguby, bankructwa totalnego.
Trzeba zapierdalać, jak się nie ma przynajmniej wyższego wykształcenia.
Nawet Pani Gienia/Henia/Ala i Ola, która za kasą co dziesiątego klienta obsługując (w pozycji siedzącej) podnosi dwanaście litrów picia, a na komendę zamieniać rolę na wrzucanie pechowo np. soków na górną półkę. Żeby było ciekawiej, to połowę palety standardowych rozmiarów.
Śmieszniej jest, że to jeszcze wymieszany towar, który trzeba też powystawiać, a alejki nie mierzą pięciu metrów szerokości nie wspominając już o momentach "napadu" wygłodniałych (?) wilków - TAK, tak właśnie widzę zachłannie zbierających większą część towaru w promocji.
Przeglądają ulotki już przez internet, żeby mieć pewność, że zdążą na "premierę", bo jak jesteś gapa i nie weźmiesz nawet ulotki przy wchodzeniu do sklepu, to z promocji typu "jak za darmo" zostaje czasem i to nie zawsze ostatnia sztuka.
Wtedy sobie mruczę pod nosem "ale mam fuksa".
Daleko nie trzeba szukać.
Im dalej złotych gór szukasz, tym częściej będziesz w stanie sam się oszukać.
Zakończysz karierę, jak przestaniesz już każdemu ufać.
Facet w kolejce patrzy na mnie, jak bym mu coś ukradł.
Nie wiem, czy ma zły dzień i nie panuje nad nerwami twarzy, czy boi się, że mu z koszyka coś będę wyciągał.
Na dobrą sprawę jeszcze nie jest jego, do transakcji nie doszło.
Jak to rozciągam w czasie, to miewam obawy, że z biegiem czasu dojdzie do szarpanin. Co najmniej.
Jak Cię stać, albo żyjesz z dnia na dzień, to masz wyjebane i robisz "shopping" w małym sklepie/markecie.
W każdej branży rybę rekin wpierdala, a za rekinem monstrualnych rozmiarów płetwal błękitny płynie coraz prędzej z w pełni rozwartą paszczą.
Dupy się już publicznie po zadach głaszczą,
a mnie otaczają przyjaciele, którzy od tych prób podniesienia mnie z tego dna (liczy się tylko KASA) wyglądają nieraz jak by dostawali świra.
Każdemu odbija. Najgorsi są tacy, co nie chcą zasięgnąć nawet porady lekarza, jak źle się poczują, a lekarze z tego co wiem muszą trzymać to w tajemnicy. Mogę się mylić.
Nie wszystko co wiem, to wiedza ze szkoły, czy książek, a i ta często okazuje się gówno warta i spisywana z pomocą książek napisanych lata temu, a te poprzednie żadko kiedy pisane na bazie informacji zawartych na stronach z najnowszymi wiadomościami/wiedzą.. itp.
Nie interesowała mnie nigdy polityka, bo na tych obrzydliwie długich debatach, których i tak bym nie pojął jest tak nudno, tak szaro, że bym zasnął.
Jak przy polecanej książce.
Wszędzie wciskają gówno. Jedni udają, że nie widzą tego, inni mają już zatransowanych na jakiś pojebany styl, czy modę zasrańców i nabijają kieszenie, tylko nie wiem po co.
Szykuje się wojna, a takie biedaki jak ja nic o tym nie wiedzą?
Czy to tylko w moich oczach tak wygląda.
Jak pamiętam czasy szkoły jakoś wszystko w miarę grało.
Problemy były skali takiej, czy chce mi się odrabiać lekcje, czy nie. Czy mogę sobie pozwolić na spóźnienie do szkoły, czy nie, bo pół nocy napierdalałem w gry na komputerze.
Gry uzależniają, ale tak na serio dopiero teraz.
Jak nie ma Cię na serwerze przez jakiś okres (często trzy do czternastu dni) znika Twoja zbudowana postać superniszczyciela, dom złożony z kilku dniowych sesji zbierania (i szukania) materiałów przejmuje ktoś inny, albo w ogóle go nie ma.
Oszczędzają miejsce na serwerach.
To drobnostka.
Weź odpal grę online, gdzie już masz reputację rzeźnika-niezbędnika, to musisz grać każdy mecz. Jak są zdrowi, to się dogadują, czasem komuś coś wypadnie, to kumple się zrozumieją.
No ale jak na serwer może wejść setka osób to jest taki jubel, że nie ma co odchodzić od komputera, bo jak masz ciśnienie na szczanie i nie wyrobisz się (w niektórych grach to w kilku minutach się liczy, niebawem w sekundach), żeby chociaż "trącić myszką", to masz "logout" i zaczynasz misję od początku.
Te z kolei bywają nieraz niezapowiedzianie bardzo długie, a to już jest uzależnienie.
To nie gracze się uzależniają od gier, jak dawno temu, kiedy jeszcze procesory miały w nazwie ilość mocy zapisaną w Megahertzach (chyba poprawnie rozwinięte - nad korektą sporo czasu zmarnuję), tylko gry przejmują czas gracza.
Jak masz szczęście i nie trafisz na jakiś odchyleńców, a zdarza się sporo, bo to przesada skreślić kogoś za zerwane połączenie, bo ma internet na kartę.
Mieszkasz w starej chacie masz przejebane, zaliczasz się do trzody chlewnej. Spróbuj wpaść w oczko królewnie..
Ludzie się dzielą, a nie dzielą jak kiedyś.
Dla mnie dla jasności kiedyś, to jeszcze kilka-kilkanaście lat temu.
Może moje wnuki dożyją tych czasów, gdzie cywilizacja cofnie się do średniowiecza.
Jak tylu chłopów musi się kłócić godzinami o ważne sprawy, od których nasz los jest uzależniony, to jak ma być normalnie. Normalnie mają prawo żyć urodzeni w rodzinie, która nie ma i często i gęsto nie miała problemów z pieniędzmi, bo pradziadek zapierdalał, tatę uczył (raczej nie napierdalał) no i wnuczek teraz kase rozpierdala.
Kupuje Jaguara na dwudziestkach i liczy na kęsa.
W starym śrupie (jak w tym memie z grubasem w Maluchu) tego samego typa prosta dziweczka wyzwała by od zboczeńca.
Nawet jak masz talent. Już nie tak nienormalnie, jak ja do wszystkiego, a chociaż do jednej rzeczy, albo dobrze się uczysz w szkole, to i tak PIZDA, bo goście po studiach nalewają knurom drinka po dwudziestejczwartej.
Tak, telefon odebrałem od Amerykanki.
Nie wierzę, jestem w szoku.
Nigdy tam nie byłem, znam ich kraj tylko z filmów, wideoklipów i opowieści dziwnej treści i jak ja mam to odebrać?
Myślicie, że tam jest lepiej?
Ja nie wiem, boje się trochę sprawdzać,
a czuję że książkę tam będą chcieli, żebym dopisał, bo "wydukałem" (po latach przerwy w nauce) że jeszcze nie skończona.
Nie napisałem "under construction" na końcu i może chcą ją wydać w Stanach?
Wrzucił bym Wam screenshota z numerem odebranego połączenia, ale nie chcę sobie przejebać, jak ktoś będzie zazdrosny, albo pojebany i zadzwoni żeby zgłosić, że udostępniam dane osobowe.
Nagrywać nie mam zwyczaju, ale to dobrze, bo wstydu bym sobie narobił, jak bym to wrzucił na stronkę, taki zszokowany byłem.
Nie mogę uwierzyć, że takie fanaberie chcą wydać na innym kontynencie.
Serio to jest takie zajebiste?
Jaki zasięg ma moja twórczość?
Kurwa, gry szybko nie zrobię, bo nie znam jeszcze żadnego języka programowania, ale prędzej spodziewał bym się zainteresowania moimi podkładami muzycznymi.
Chuj, będzie trzeba, to więcej głupot napiszę,
w Polsce jest takie coś jak wolność słowa, a pisarze piszą różne książki.
Nie tylko naukowe.
reszta początkowego zarysu pełnej treści na:
https://tidas-home-factory.keep.pl/ksiazka
<script data-ad-client="ca-pub-2035870479051585" async src="https://pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js"></script>
Dodaj komentarz